Wywiad uczennicy kl. 4b – Emilki z babcią, przygotowany w ramach projektu edukacyjnego „Moja Mała Ojczyzna”, pod kierunkiem Pani Urszuli Janickiej.

Zapraszam do artykułu:

Emilka: Dzień dobry babciu. Chciałabym przeprowadzić z Tobą krótki wywiad. Odpowiesz mi na kilka pytań?
Babcia: Dobrze Emilciu, pytaj.
Emilka: Kiedy się urodziłaś?
Babcia: W czerwcu 1970 roku.
Emilka: Gdzie chodziłaś do szkoły?
Babcia: Uczęszczałam do Szkoły Podstawowej im. Karola Namysłowskiego w Starym Zamościu.
Emilka: Jakie są Twoje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa?
Babcia: Gdy przyszedł Święty Mikołaj, którym jak się później dowiedziałam, była moja mama Wandzia, dostałam takiego brązowego misia.
Emilka: Czy czasy, w których żyłaś były trudne?
Babcia: Trudne. To były czasy PRL-u. W tych czasach było ciężko coś kupić. Nie było tyle różności jak dzisiaj w supermarketach. Żywność była na kartki, aby każdy mógł coś dostać W sklepach były długie kolejki, a ludzie stali w nich bardzo długo, by coś kupić. Nawet jak przywozili towar, to mogłoby nie starczyć dla wszystkich, dlatego były te kartki. Bardzo ciężko było kupić buty i nie było
takich kolorowych ubrań dla dzieci. Do szkoły chodziło się w fartuszku z białym kołnierzykiem. Kołnierzyk dostawało się na ślubowaniu w pierwszej klasie. I w soboty też chodziliśmy do szkoły.
Emilka: Jak spędzałaś czas wolny, w co się bawiłaś?
Babcia: Kiedyś nie było tyle samochodów, więc bawiliśmy się na środku ulicy w kółko graniaste, chusteczkę haftowaną i stary niedźwiedź mocno śpi. A najbardziej lubiłam grać w klasy. Moja mama zawsze dbała, żebyśmy z siostrą miały zeszyty, kredki i flamastry. Pamiętam jak całe wakacje rysowałam stroje ludowe. Uważam, że ładnie to robiłam. Kolorowałam flamastrem paseczek po
paseczku, tak precyzyjnie jak w drukarni. Mój tata Józef, grał w zespole weselnym i miał taki zeszyt z piosenkami. A ja z Justynką, moją siostrą, podkradałyśmy ten zeszyt i ładnie przepisywałyśmy teksty tych piosenek. Tytuł flamastrem a refren innym kolorem. Mój tata jest muzykalny. Grał kiedyś na organach, saksofonie, akordeonie i śpiewał – sam z siebie się tego nauczył, nie kończył żadnej szkoły muzycznej.
Emilka: A jaka była wtedy telewizja?
Babcia: Biało – czarna. Były tylko dwa kanały: jedynka i dwójka. Nie działały cały dzień, tylko kilka godzin. Rano do 10:00, a potem od 14:00. Leciały wtedy były wtedy seriale „Zorro” i „Przygody Tolka Banana” – to taki serial dla młodzieży. Najlepsze były wieczorynki: „Reksio”, „Bolek i Lolek”, „Koziołek Matołek”, „Miś Uszatek”, „Miś Koralgol”, no i „Wilk i Zając” – to była świetna bajka. Emilka: A jakieś inne rozrywki?
Babcia: A w czasie ferii były zimowiska w szkole w Wisłowcu. Jeździłam wtedy na łyżwach, przewracałam się i miałam mnóstwo siniaków. Wieczorami były dyskoteki, a w nocy zamiast spać to malowało się innych pastą do zębów. Jak byłam już starsza to chodziłam na wiejskie zabawy, to takie współczesne dyskoteki. Chodziłam też na dożynki, zawody strażackie i odpusty, na które
jeździło się koniem – furmanką. Stały też na podwórkach przy ulicy ławki, na które przynosiło się magnetofon na kasety, na baterie tranzystorowe i słuchało się muzyki.
Emilka: Miałaś jakieś obowiązki domowe? Mi mama ciągle każe sprzątać pokój.
Babcia: Tak, miałam. Po szkole rozpalałam w piecu, takim innym niż Ty masz w domu. Nazywało się go kuchnią węglową. Stał w kącie w kuchni i można było na nim gotować jedzenie. Myłam naczynia, gotowałam zupy. Dość wcześnie nauczyłam się gotować i nim moja mama Wandzia wróciła z pracy, to zawsze miała gorącą zupę. Robiłam pranie – jak była ładna pogoda, to wynosiło się pralkę “Franię” na dwór i się prało. Zrywałam z siostrą porzeczki na weki (przetwory), które potem robiła moja mama. Zbierałam też stonkę z ziemniaków do butelki.
Emilka: Mama mówiła, że byłaś za granicą. Gdzie byłaś i co tam robiłaś?
Babcia: Jak miałam 20 lat to byłam w USA przez rok i 2 miesiące i pracowałam w fabryce Stanley’a. Produkowali oni stalowe narzędzia: młotki, klucze. Byłam tam na pokazie sztucznych ogni. Było kolorowo i bardzo mi się to podobało. Widziałam też amerykański pogrzeb.
Emilka: A jak leciało się samolotem?
Babcia: Strasznie długo, 12 godzin. Najgorszy był start. Kiedy samolot zaczął się wznosić to żołądek miałam w uszach. A jak wracałam, to samolot wpadł w turbulencje i strasznie się wtedy bałam.
Emilka: A gdzie jeszcze pracowałaś?
Babcia: Pracowałam w Muzeum Okręgowym w Zamościu jako kustoszka naczyń glinianych (do narodzin twojej mamy).
Emilka: Gdzie i kiedy poznałaś dziadka Marcina?
Babcia: Dziadka poznałam na wakacjach w mojej wiosce, po skończeniu III klasy liceum ekonomicznego. A mieszkałam w Borowinie Starozamojskiej. Dziadek przyjeżdżał do swojej siostry, która była krawcową, a ja chodziłam do niej szyć ubrania. Kiedyś ciężko było kupić gotowe ubrania, a w domu było dużo różnych materiałów, które przysyłała moja babcia Paulinka ze Stanów Zjednoczonych.
Emilka: Babciu powiedz jeszcze, co lubiłaś jeść.
Babcia: Lody mojej babci Paulinki. Lody z jajek z cukrem, mrożone w garnku, a później łyżką nakładane na zwykły, pusty wafel – taki jak są teraz. Kogel-mogel to ubite jajko z cukrem takie jak twoja mama ubija do biszkopta. Ale najlepsze były kanapki: chleb z gęstą śmietaną posypany cukrem.
Emilka: Jaka była twoja mama – babcia Wandzia, bo moja mama często ją wspomina?
Babcia: Wandzia była nauczycielką. Pracowała w szkole, a potem w księgowości w Kółku Rolniczym w Zamościu. Była życiową kobietą, bo dzięki temu, że uczyła w szkole, to miała podejście do dzieci. Bardzo lubiłyśmy spędzać z nią czas. Miała świetne poczucie humoru, bardzo często się śmiała. Znała śmieszne piosenki, które śpiewała twojej mamie i wujkowi Wojtkowi jak byli mali. Często opowiadała mi bajkę o lisku i kogutku, a potem również Twojej mamie.
Emilka: (tutaj babcia opowiedziała mi bajkę). Babciu, czy chciałabyś wrócić do tamtych czasów?
Babcia: Chciałabym, bo ludzie byli wtedy razem, spotykali się, a nie siedzieli z nosami w telefonach, telewizorach i komputerach. Te spotkania na ławce – to było takie fajne. Rodziny trzymały się razem, dzieci grały w piłkę i przebywały ze sobą. I to jak biegało się do sąsiada, żeby nie widział, zbierało się jabłka i gruszki i chodu… uciekało się.
Emilka: Tak jak słucham twoich opowieści, to chciałabym chociaż na chwilę przenieść się do tamtych czasów. Dziękuję ci babciu za wszystko. Mam nadzieję, że czytającym wywiad również spodoba się Twoja historia. 

Emilka, autorka wywiadu wraz z Babcią i Bratem.